piątek, 4 października 2013

Jesień, jesień... i co z tego?

No tak - troszku się zimno zrobiło i wrzody dają znać. Ale mimo wszelkich przeciwieństw losu kura musi dawać radę. No i jakoś daje. Opieprzona przez przyjaciółkę, że od czasu soczewicy nic ciekawego nie napisałam, dzisiaj po południu postanowiłam wrzucić wpis jak robię tiramisu. Drugi raz w życiu. Pierwszy raz był w zeszłym tygodniu. Wolałam wówczas nie fotografować, żeby nie dokumentować ewentualnej katastrofy a okazało się, że wyszła pychota nieziemska. Podzielę się zatem przepisem wykopanym z internetów w wydaniu kurzym. Dorzucę do tego przepis na likier kawowy własnej roboty, który został wykorzystany do deseru. Nie użyłam amaretto ani innego kupnego alkoholu bo - wybaczcie - dla dwóch łyżek nie będę drenować portfela, a efekt i tak wyszedł piorunujący.

Zadanie domowe - przygotujcie się na robienie tiramisu nucąc poniższą piosneczkę o jesieni:


Do popołudnia zatem! Kura domestica.

3 komentarze:

  1. no juz po polnocy a przepisu nadal niet!!! jutro mam kolacje, i przez Ciebie :p robie crumble jablkowe na deser, a mialo byc to tiramisu no :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurka blaszka, już jest, ale zaczęłam pisać jeszcze przed północą. Liczy się? A te crumble to rąbnij u siebie na blogu to ja zrobię dla odmiany w tygodniu.

    OdpowiedzUsuń