Gotujemy na parze. Od jakiegoś czasu. Wszystko dzięki naszemu nowemu nabytkowi - parowarowi.
Historia zaczęła się w zasadzie od moich problemów trawiennych (pomińmy opisy) oraz każdorazowego odchorowywania babcinych obiadów. Obiadów, których główny składnik to tłuszcz. Wszystko jest dla ludzi - ja rozumiem, ale kotleciki, które jak gąbki naciągnąwszy tłuszczu po naciśnięciu roztaczają wokół siebie kałużę oleju... to nie dla mnie. No i nie dla Męża. Postanowiliśmy zmienić dietę na lekkostrawną, a co za tym idzie: gotować na parze.
Ślipilismy w Internet, czytaliśmy opinie, sprawdzaliśmy dostępność przepisów (ku mojemu zaskoczeniu przepisów na potrawy parowarowane jest sporo). Wybraliśmy się nawet na tournee po sklepach w celu bezpośredniej konfrontacji z maszyną parującą. Ta wycieczka była potrzebna - zdecydowaliśmy się na ten a nie inny model dzięki temu, że mogliśmy pomacać, obejrzeć, sprawdzić, czy to czego chcemy jest solidne. I zakupiliśmy. Od razu napiszę, że w sklepie Internetowym. Było ok 100 PLN taniej!
Model ten oto:
Historia zaczęła się w zasadzie od moich problemów trawiennych (pomińmy opisy) oraz każdorazowego odchorowywania babcinych obiadów. Obiadów, których główny składnik to tłuszcz. Wszystko jest dla ludzi - ja rozumiem, ale kotleciki, które jak gąbki naciągnąwszy tłuszczu po naciśnięciu roztaczają wokół siebie kałużę oleju... to nie dla mnie. No i nie dla Męża. Postanowiliśmy zmienić dietę na lekkostrawną, a co za tym idzie: gotować na parze.
Ślipilismy w Internet, czytaliśmy opinie, sprawdzaliśmy dostępność przepisów (ku mojemu zaskoczeniu przepisów na potrawy parowarowane jest sporo). Wybraliśmy się nawet na tournee po sklepach w celu bezpośredniej konfrontacji z maszyną parującą. Ta wycieczka była potrzebna - zdecydowaliśmy się na ten a nie inny model dzięki temu, że mogliśmy pomacać, obejrzeć, sprawdzić, czy to czego chcemy jest solidne. I zakupiliśmy. Od razu napiszę, że w sklepie Internetowym. Było ok 100 PLN taniej!
Model ten oto:
Jesteśmy dopiero na początku eksperymentowania, aleee... mogę Wam od razu napisać, że parowane produkty zaskakują smakiem. Wszystkie są bardziej intensywne. Takie ziemniaki potrafią zszokować - są smaczne jak z ogniska. W dodatku jemy bez soli albo z bardzo małą ilością (wszystko mniej solimy, bo cała sól zostaje na/w warzywie, czy mięsie). Ryba - pycha, kurczak - to samo, schab wyszedł rewelacyjny. Może jest nam łatwiej zaakceptować te smaki, bo postanowiliśmy ograniczyć sól i wyeliminować glutaminian, ale w sumie mogę polecić taki eksperyment każdemu.
Najistotniejszą rzeczą, jaką zauważyłam to to, że po jedzeniu nie mamy uczucia przejedzenia, czy ciężkości w brzuchu. Mąż mój jest zaskoczony wręcz, że jem więcej i nic mi nie jest (zwykle było). Zmieniły się nam także proporcje na talerzach - teraz większą część zajmują nam warzywa. Muszę się jeszcze nauczyć, jak toto sobie przyprawiać (te ziemniaki, czy warzywka), żeby nie było monotonnie. Z mięsami radzę sobie idealnie.
No i desery. W zestawie są takie kubeczki szklane z pokrywkami. Można w nich przyrządzać różności. Do tej pory zrobiliśmy dwie różności: banany w plasterkach z czekoladą (skompresowana wersja bananów zapiekanych z czekoladą) oraz ciasto czekoladowe. To drugie mnie zaskoczyło. Nie dość że jak ciasto, nie dość że bez proszków do pieczenia to jeszcze wyszło z kubeczków bezczelnie podnosząc pokrywki. Było mniam!
Teraz Kochane, czekam na jakieś fajne, sprawdzone przepisy (Doro - te kulki rybne obowiązkowo!).
A tak zmieniając temat z parowania na pieczenie to jutro piekę chleb. W końcu zrobiłam zakwas.