Mała Mi zaprosiła mnie do zabawy. Bardzo miłej i fajnej niezwłocznie więc zabieram się.
Mam wymienić 10 rzeczy, które lubię a potem 10 osób, które tu zaglądają poprosić by napisały co lubią one. Poprosić na ich blogach w komentarzu.
Zaczynam więc:
1. Lubię zapach ściółki leśnej po deszczu. Las koniecznie mieszany.
2. Lubię pomidory z dziadkowego ogródka (właśnie zajadam).
3. Lubię gotować i jeść w dobrym towarzystwie.
4. Lubię poranki pod względem spokoju, ciszy i świeżości powietrza (jak widać węchowiec ze mnie).
5. Lubię obserwować ptaki.
6. Lubię przyrodę z całą tą jej zielenią.
7. Lubię fotografować.
8. Lubię swoją pracę.
9. Lubię oglądać filmy i kino samo w sobie (pod warunkiem, że fotele są wygodne).
10. Lubię mieć w pobliżu siebie kochane osoby.
Mogłabym tak w nieskończoność, bo jeszcze knedle lubię i lody miętowe i lato i wiosnę :))) Są sprawy i rzeczy, które wychodzą daleko poza "lubię" dlatego tak mało tu o mojej drugiej połowie - to po prostu inna liga :)
Zapraszam do zabawy:
Doro
Beattę
Anullę
Majlooka (Maję znaczy),
Aleksandrocholika,
Kaś,
Didżejkę,
Bajerowicz niejaką :),
Lotnicę (żeby zapomniała na chwilę o palcu, zębie i sadystycznych dohtorach),
Nivejkę czyli Zołzę
No. Do roboty Panie Drogie!
poniedziałek, 30 sierpnia 2010
Gdzie słońce? Oddawać!
Ja wiem, że pytanie trochę idiotyczne, bo Słońce jest tam, gdzie zwykle. Powinnam raczej zapytać: "gdzie z tymi chmurami (pcha się)?" Jest to jednak pytanie rzucone w próżnię, bo kto się pcha z chmurami - tego już nie wiem.
Zaczyna mnie brać pierwsze od bardzo długiego czasu przeziębienie. Staram się nie dać, bo w nadchodzący weekend wesele kolegi. Ja natomiast siedzę tu i głowa mi pęka a dreszcze trzęsą całym mym jestestwem. W domu zimno. Stąd pytanie.
Możnaby te chmury na trochę jeszcze rozdmuchnąć, czy jakoś? Bo ja tu marznę! I źle się się czuję. Tak w ogóle to czy ktoś mógłby przesunąć tą jesień na termin późniejszy? Zimę natomiast skrócić do niezbędnego minimum (dwa tygodnie ze śniegiem w święta)? My się tu śmiejemy z dowcipów o Syberii, a u nas to samo: dziewięć miesięcy zimy a potem lato i lato... BTW - słyszałam, że to powiedzenie hiszpańsko-portugalskie, tylko "lato" należy zamienić na "piekło". Ja chcę lata, ja się nie zgadzam na brak ciepła, zieleni i pomidorów z krzaka!
Co prawda jeszcze nie październik, ale już niebawem:
Zaczyna mnie brać pierwsze od bardzo długiego czasu przeziębienie. Staram się nie dać, bo w nadchodzący weekend wesele kolegi. Ja natomiast siedzę tu i głowa mi pęka a dreszcze trzęsą całym mym jestestwem. W domu zimno. Stąd pytanie.
Możnaby te chmury na trochę jeszcze rozdmuchnąć, czy jakoś? Bo ja tu marznę! I źle się się czuję. Tak w ogóle to czy ktoś mógłby przesunąć tą jesień na termin późniejszy? Zimę natomiast skrócić do niezbędnego minimum (dwa tygodnie ze śniegiem w święta)? My się tu śmiejemy z dowcipów o Syberii, a u nas to samo: dziewięć miesięcy zimy a potem lato i lato... BTW - słyszałam, że to powiedzenie hiszpańsko-portugalskie, tylko "lato" należy zamienić na "piekło". Ja chcę lata, ja się nie zgadzam na brak ciepła, zieleni i pomidorów z krzaka!
Co prawda jeszcze nie październik, ale już niebawem:
wtorek, 10 sierpnia 2010
Bociany, bociany... wszędzie bociany!!!
Wybraliśmy się dziś wieczorkiem z Mężem moim na rowerową przejażdżkę. Ponieważ lubimy kiedy endorfiny wydzielają się w naszych organizmach, nastawieni pozytywnie wyskoczyliśmy z rowerami na powietrze. Po wczorajszym rowerowaniu mieliśmy mały niedosyt. Zabrakło nam mianowicie 2 km do pięćdziesiątki. Zwykle niepełny wynik kończy się dokręcaniem brakujących kilometrów po osiedlowych ulicach - tym razem aura nam nie pozwoliła. Dziś więc stwierdziliśmy, że zrobimy jakieś 12 do okrągłości. Potem dowiedziałam się, że dobrze byłoby 16 (nie wiem skąd ten pomysł - w ogóle nie jest to okrągła suma ;)) ostatecznie wykonaliśmy plan 22 km.
I trafiła nam się gratka nie lada! Jadąc przez okoliczne miejscowości podziwialiśmy ciągniki, kombajny, domy i hacjendy i wille. Ja jak zwykle obserwowałam (oprócz bacznego skanowania ruchu drogowego i dziur w nawierzchni) ptaszorki: wróble, jaskółki i co tam tylko latało. W pewnym momencie Mąż mój zadziera głowę i pokazuje: bocian. Na latarni nad naszą głową. Buźki roześmiały nam się, bo zwykle to bocian w gnieździe (choćby na latarni). No i zaraz zmartwiliśmy się, bo ZNOWU nie wzięliśmy aparatu! Trudno - stwierdziliśmy, że może jutro przyjedziemy znów, bo pewnie bociek ma gdzieś w pobliżu gniazdo i sobie skacze po latarniach wieczorami. Cóż - ujechaliśmy ze 20 metrów a na dachu pobliskiego domu - znów bociek. Krzyczę - tam, tam jest drugi! Cieszymy się, bo dwa to już coś. Mieszkańcy wsi patrzą już na nas nieco dziwnie. Szczęśliwi przejeżdżamy obok domu z boćkiem, odwracamy głowy i na następnej latarni widzimy dwa na raz. Na słupie energetycznym kolejne dwa. Oczy mamy jak koła młyńskie, jedziemy powoli i za wzniesieniem naszym oczom ukazuje się widok: na co drugiej latarni siedzą bociany (no teraz już drzemy na sobie szaty i wyrywamy włosy z głów - czemu nie wzięliśmy aparatu?!!!). Zaczynam liczyć - do końca drogi widzę 29 bocianów!
Decydujemy, że nie możemy tak tego zostawić i wyciągamy komórkę. Jest już zmierzch, kiepsko widać, ale robimy foty komórką, może chociaż jedno wyjdzie - na pamiątkę.
Chwyciliśmy boćki na latarniach - jeden wspaniale przeleciał mi nad głową. Stałam i gapiłam się jak dziecko, bo nigdy boćków z tak bliska nie widziałam. Na latarni a i owszem siada kos, kawka, sierpówka, dzięcioł nawet... ale bocian? Nacykaliśmy fot - wyszły, jak wyszły - ot, kiepawo, ale coś tam widać:
I trafiła nam się gratka nie lada! Jadąc przez okoliczne miejscowości podziwialiśmy ciągniki, kombajny, domy i hacjendy i wille. Ja jak zwykle obserwowałam (oprócz bacznego skanowania ruchu drogowego i dziur w nawierzchni) ptaszorki: wróble, jaskółki i co tam tylko latało. W pewnym momencie Mąż mój zadziera głowę i pokazuje: bocian. Na latarni nad naszą głową. Buźki roześmiały nam się, bo zwykle to bocian w gnieździe (choćby na latarni). No i zaraz zmartwiliśmy się, bo ZNOWU nie wzięliśmy aparatu! Trudno - stwierdziliśmy, że może jutro przyjedziemy znów, bo pewnie bociek ma gdzieś w pobliżu gniazdo i sobie skacze po latarniach wieczorami. Cóż - ujechaliśmy ze 20 metrów a na dachu pobliskiego domu - znów bociek. Krzyczę - tam, tam jest drugi! Cieszymy się, bo dwa to już coś. Mieszkańcy wsi patrzą już na nas nieco dziwnie. Szczęśliwi przejeżdżamy obok domu z boćkiem, odwracamy głowy i na następnej latarni widzimy dwa na raz. Na słupie energetycznym kolejne dwa. Oczy mamy jak koła młyńskie, jedziemy powoli i za wzniesieniem naszym oczom ukazuje się widok: na co drugiej latarni siedzą bociany (no teraz już drzemy na sobie szaty i wyrywamy włosy z głów - czemu nie wzięliśmy aparatu?!!!). Zaczynam liczyć - do końca drogi widzę 29 bocianów!
Decydujemy, że nie możemy tak tego zostawić i wyciągamy komórkę. Jest już zmierzch, kiepsko widać, ale robimy foty komórką, może chociaż jedno wyjdzie - na pamiątkę.
Chwyciliśmy boćki na latarniach - jeden wspaniale przeleciał mi nad głową. Stałam i gapiłam się jak dziecko, bo nigdy boćków z tak bliska nie widziałam. Na latarni a i owszem siada kos, kawka, sierpówka, dzięcioł nawet... ale bocian? Nacykaliśmy fot - wyszły, jak wyszły - ot, kiepawo, ale coś tam widać:
Jeśli myślicie, że to był koniec mojego liczenia to nieeeee :) To, że droga ma zakręt nie znaczy, że się przygoda kończy. Liczyłam bociany dalej: na domach, na drzewach, na latarniach, szybujące nad polem. Doszłam do 48 i przestałam, bo niechybnie wpadłabym pod jakiś samochód jadąc zygzakiem po ulicy. Później tylko pokrzykiwałam - o tam, i tam! Bociany były wszędzie! Były piękne i siedziały gdzie okiem sięgnąć.
Oszacowałam, że było ich ponad 60 (słownie: sześćdziesiąt!). Nie widziałam czegoś takiego jak żyję. Cieszyliśmy się, jak dzieci. Nasza rowerowa wyprawa okazała się być cudna. Teraz aparat będziemy trzymać przy drzwiach w przedpokoju :). Chociaż ciężko będzie przebić tak wspaniałe wydarzenie, jak dzisiejsze!
Oszacowałam, że było ich ponad 60 (słownie: sześćdziesiąt!). Nie widziałam czegoś takiego jak żyję. Cieszyliśmy się, jak dzieci. Nasza rowerowa wyprawa okazała się być cudna. Teraz aparat będziemy trzymać przy drzwiach w przedpokoju :). Chociaż ciężko będzie przebić tak wspaniałe wydarzenie, jak dzisiejsze!
Subskrybuj:
Posty (Atom)