wtorek, 21 czerwca 2011

Obyś żył w ciekawych czasach...

Takiego starego, chińskiego przekleństwa: "obyś żył w ciekawych czasach" doświadczam na sobie właśnie. Brak czasu, zmiany za którymi nie nadążam, półki pełne dóbr, protesty, kryzysy, bankructwa, wypadki, nowe filmy do obejrzenia, nieprzeczytane książki, tysiące zdjęć do obróbki... I coraz mniej miejsc, gdzie czas płynie normalnie. Idę na pole, niedaleko - w tle słyszę szum miasta, zamykam okna - słyszę szum odkurzacza za ścianą, wsadzam w uszy zatyczki i przez głowę przelatuje mi milion myśli, które... szumią. Więcej - one ciągle do mnie gadają. Że trzeba kupić drożdże, mąkę, trzeba iść do stolarza, trzeba zrobić pranie, obiad, namalować dwa obrazy, zamówić ramy. Trzeba przejrzeć ogłoszenia o pracę, napisać list motywacyjny, zrobić wpis na bloga, zajrzeć do znajomych (do Was Kochani - tak tak), rzucić okiem na Facebook, skomentować. Czasem coś mnie gryzie: nie to co "trzeba", tylko to co "można było": inaczej, wolniej, szybciej, bardziej profesjonalnie, a może w ogóle.

Ciekawe czasy
Na przykład ta piątkowa rozmowa o pracę. Tajemnicą poliszynela jest, że konkursy na państwowe stanowiska to abstrakcja, zbędna formalność i mydlenie oczu. A ja lezę. Na wstępie nie trafiam od razu do właściwej sali bo co pokój to numer gdzie indziej - obok drzwi, nad nimi, na nich albo wcale. Dostaję pytania z Rozporządzenia Ministra takiego a takiego. Hmm - czy w ogłoszeniu było to w wymaganiach? Chyba nieeee, no cóż - ale było w przyszłych obowiązkach. Taaaak... ale czy to znaczy, że mam to znać już na rozmowie? Chyba nieeee... Wiec nie znam! Nie znam, więc marne me szanse. Co więcej - skreślam się sama mówiąc, że nie czytałam. W poradnikach o szukaniu pracy należy być mniej bezpośrednim, robić dobre wrażenie, przygiąć się, nagiąć, trochę ubarwić i wykazać się poczuciem humoru. Jednak chyba nie w jednostkach państwowych. Nawet, jeśli to służba cywilna. W dodatku nie mam garsonki. Na koniec zapominam parasolki. Następnego dnia jestem chora.

I siedzę tu teraz, z kaszlem, katarem, bólem głowy. Myślę, że stres to jedyny czynnik grypotwórczy w moim przypadku. I te ciekawe czasy mnie atakują non stop.  Jutro wyprawa na dworzec, do sklepu jednego i drugiego, stolarza, poszukiwanie prezentu, pamiętać, że: imieniny, urodziny a - i jeszcze te ramy. I zdjęcia - koniecznie! Ogłoszenia już przejrzane.

6 komentarzy:

  1. I tak samo się czuję:) u mnie w pracy to wieczne ciekawe czasy:) tyle zmian, a czas ucieka. Właśnie nie wiem czy to trochę nie jest tak że gonimy za czymś co nie jesteśmy w stanie złapać. Ja się tak trochę czuję :) ale zasadziłam mięte i jestem z tego dumna:)kuruj się i pozdrawiam z dużymi buziakami:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świat niewątpliwie oszalał.
    Nie rezygnuj, startuj na przekór wszelkim układom! Musimy przynajmniej im trochę poprzeszkadzać.Trzymam kciuki za następny raz! Zdrowiej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Właściwie od samego urodzenia tkwię w "ciekawych czasach", tylko,że one niekoniecznie są dobre.A stres rządzi wszystkim i jest niezmiernie niszczącą siłą. Niszczy nas system nerwowy, czasami odbiera chęć życia, pozbawia nas odporności.Jedynym rozwiązaniem jest zmusić się do podejścia filozoficznego- w końcu zawsze może być gorzej.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. O, Kuro, naiwność Twa nie zna granic...Moja też nie znała; ale z tego się wyrasta;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ dzieje się u Ciebie, no, no :-)
    A u mnie haknięcie przez Zochę w piętę rośnie do rangi wydarzenia :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Olu - dobrze, że mięta Cię Cię spowolni w tym biegu. Zawsze uważałam, że sadzenie i doglądanie zieleni to bardzo dobry odstresowywacz.

    Doro - muszę wynaleźć jeszcze jakiś sposób na przeszkadzanie. Bardziej efektywny :) Chociaż ja nie do końca powinnam się za to brać, bo mi się wyobraźnia uaktywnia i koniec końców nakręcam się co skutkuje "ulaniem" żalu do polskiej rzeczywistości.

    Anabell - mój system filozoficzny już dawno wyszedł ze mnie i zaczął żyć własnym życiem. Dlatego też nie myślę, że mogło być gorzej, tylko... nic nie myślę :D:D:D:D
    Miłego nawzajem :)

    Beatto - czasem ta naiwność ze mnie wypływa, jak z dwuletniego dziecka. No nie wiem nie wiem ile razy jeszcze trzeba się przejechać i nabrać, żeby człowiek w końcu olał cały ten system i w ogóle wszystko?

    Krogulcu - Zocha Cię w pietę gryzie? Czyżby wszystkie kabelki już zostały zjedzone? Ojojoj.

    OdpowiedzUsuń