Jestem tak zaabsorbowana dopieszczaniem nowego miejsca zamieszkania, że nie miałam dotąd czasu by opisać, jak przebiegało nasze wprowadzanie się doń. W międzyczasie przeleciały święta i sylwester. Nadrabiam zatem.
Wynajęliśmy mieszkanie. Nasz wybór był ekonomiczno - intuicyjny (i w miejscu, gdzie był intuicyjny wcale nie był ekonomiczny). Spodobało nam się mieszkanie na ostatnim - poddaszowym piętrze nowego budownictwa, cena akceptowalna. No i internet. Nie dość, że w ogóle jest, to jeszcze śmiga aż miło. Mieszkamy na zadupiu i cieszymy się, że będzie gdzie jeździć na rowerach, bo okolica wygląda obiecująco. Coś za coś jednakże. Zimą wydamy nieco pieniędzy na bilety, bo do pracy Mąż dotrzeć jakoś musi.
Operacja "wprowadzka" zaskoczyła nas tempem. Wszystko dzięki windzie. Mąż z paczkami (i bez) jeździł w tę i nazad, a ja przechwytywałam je przy drzwiach. Z pomocą teściów i kierowcy Transportera przerzucenie rzeczy poszło piorunem. Wystarczyło nam czasu, by przejechać się do centrum handlowego. I nie były to zwykłe zakupy! Bo jak nazwać zwykłym zakup deski sedesowej (ta zastana była pęknięta i groziła drzazgami w tyłku) czy zestaw do odkamieniania, odtłuszczania i do innych czynności - co najmniej pirotechnicznych?
Operacja "wprowadzka" zaskoczyła nas tempem. Wszystko dzięki windzie. Mąż z paczkami (i bez) jeździł w tę i nazad, a ja przechwytywałam je przy drzwiach. Z pomocą teściów i kierowcy Transportera przerzucenie rzeczy poszło piorunem. Wystarczyło nam czasu, by przejechać się do centrum handlowego. I nie były to zwykłe zakupy! Bo jak nazwać zwykłym zakup deski sedesowej (ta zastana była pęknięta i groziła drzazgami w tyłku) czy zestaw do odkamieniania, odtłuszczania i do innych czynności - co najmniej pirotechnicznych?
Wieczorem zostaliśmy już sami z paczkami stojącymi na każdym wolnym centymetrze podłogi. I zaczęliśmy robić odkrycia. Pierwsze to piekarnik zasmolony jak po eksplozji. Drugie - woda płynąca po oknach (od niewłaściwej strony) i grzyb na ramach. Potem powoli różne inne ciekawostki: zawiasy wychodzące z drzwiami z framugi, oderwany próg, podejrzanie głośne dźwięki dochodzące z korytarza, pogryzione kable i krzesła, deficyt oświetlenia. Cóż, trzeba było dojść do przyczyny i zlikwidować skutki.
Na pierwszy ogień poszła woda płynąca nam po oknach po każdym gotowaniu i kąpieli. Całkiem przez przypadek dwa dni po wprowadzeniu się odwiedził nas kominiarz. Sprawdził wentylację, zdiagnozował brak ciągu. Pokiwał głową, że to czwarte piętro i może tak być, zasugerował kontakt z zarządcą nieruchomości. Z wrażenia zapomniałam złapać się za guzik. Zanurkowałam do sieci. Rozwiązanie znaleźliśmy skutkiem mojej dociekliwości oraz katarowi, który rozwijał się szybko pod wpływem reakcji na grzyby i pleśnie. Wsadziłam męża na krzesło celem skontrolowania komina wentylacyjnego. Postanowiłam sprawdzić, czy jest pojedynczy (komin, nie Mąż) - mogłabym wtedy założyć wentylator elektryczny, coby mi wilgoć wyciągało. Był pojedynczy. Już liczyłam w głowie ileż trzeba odłożyć na urządzenie, aż tu niespodzianka - oko Męża padło na kratkę... i dwucentymetrową izolację z kurzu. Tu tkwiła przyczyna wszelkiego mokrego, cieknącego zła!
Jak to w takim razie jest z tą wilgocią? Podstawa suchego mieszkania to sprawna wentylacja. Dlatego dobrze jest przyjrzeć się kanałom wentylacyjnym i kratkom. Każda nowo zakładana kratka wentylacyjna ma z tyłu siatkę. W poprzednim mieszkaniu kominiarze radzili ją usuwać - zbyt często się zapychała. Tutaj nikt o tym nie wiedział i kratka dosłownie zarosła brudem. Usunęliśmy brud razem z siatką i popędziliśmy do wentylacji w kuchni. Tam kurz w połączeniu z tłuszczem stworzył warstwę, jaką można uszczelniać okręty podwodne. W ciągu dwóch tygodni od likwidacji siatek z brudem mieszkanie zostało osuszone dokumentnie. Teraz - po miesiącu nie mam zaparowanych okien nawet podczas gotowania. To był nasz pierwszy wielki sukces.
C. d. walki z mieszkaniowymi niespodziankami nastąpi :)
C. d. walki z mieszkaniowymi niespodziankami nastąpi :)
Ooooo, witam w mojej rzeczywistości!
OdpowiedzUsuńJa przerobiłam zapadającą się (znienacka)kanapę, dziecięce skarpetki za kaloryferem porośnięte minimum trzyletnim kurzem oraz rude mrówki w łazience.
Pozdrawiam cieplutko!
Ha! Ja też znalazłam dziecięce skarpetki za kaloryferem! Może to dają w pakiecie z mieszkaniem?
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam, o wszelkich niespodziankach mówię, bo z kratkami to nie miałam do czynienia. Wynajmowaliśmy mieszkania przez wiele lat i dużo historii mam w zanadrzu
OdpowiedzUsuńNo to mam pomysł, jak spróbować osuszyć mój dom, ale u mnie tych kratek jest trochę więcej, więc i zabawa będzie większa...
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
iw
kocham Cie czytac :)))trzymaj sie tam dzielnie i dzialaj tak dalej :DD caluskuje teskniaco!!! :***
OdpowiedzUsuńKasia - może trzeba opisać?
OdpowiedzUsuńIw - sprawdź te kratki, to może pomóc.
Maja - działam. A co zdziałałam jeszcze zaraz opiszę ;)
przypomniała mi się moja przeprowadzka, pierwsza w życiu mam nadzieje ,że nie ostatnia (chcielibyśmy zamieć na większe), choć mieszkanko super- przeprowadzka bardzo mnie stresowała.
OdpowiedzUsuńMy też mieliśmy kilka niespodzianek, np. tak zamontowany karnisz że sie nie dało otworzyć okna, niedomykające sie drzwi w pokoju, wilgoć - podłogi schły z 20 min! a na końcu kilka lokatorów - prusaki. Na szczęście opóźniliśmy wprowadzkę i wszystko udało sie w miarę opanować - prócz drzwi nadal się nie zamykają, choć mieszkamy już 2 lata :P
Powodzenia ! i miłego mieszkania :d