poniedziałek, 28 czerwca 2010

Nie chce mi się mówić...

Dzisiaj za moim oknem zamordowano drzewo. Nie wyolbrzymiając - po prostu obcięto mu większość gałęzi. Koniec z dzwońcami, czyżykami, których dziesiątki siedziały na nim tej zimy w kolejce do mojego karmnika. Dobrze, że zostawili jedną gałąź dla sierpówki.
W mieszkaniu od dzisiaj mam za to smażalnię. Idiotę, który pozwala na taki brak wyobraźni chętnie przywiążę do balkonu w godzinach popołudniowych - niech się opala.

niedziela, 27 czerwca 2010

poniedziałek, 21 czerwca 2010

"Bez śladu mózgu są niektórzy z nich"

- taki komentarz burknął pod nosem Kłapouchy po pytaniu Puchatka: "czy jego (Kłapousia) chatka stała właśnie tutaj?". Przypomnę, że historia wiązała się ze zniknięciem chatki Kłapouchego, a konkretnie z potraktowaniem jej jako stosu patyków idealnych do wybudowania dla tegoż - szałasu ...po drugiej stronie lasu. W prezencie. Przez Puchatka i Prosiaczka - rzecz jasna.
Nie będę tu pisać o znikających chatkach, choć z moją chatką wpis będzie miał ścisły związek. I z tytułowym cytatem. I Kłapouchym.

E. H. Shepard

Chcę być Kłapouchym. Nie cały czas i na wieki. Teraz chcę. Chcę ponarzekać bez krępacji, nierozwlekle - wręcz dosadnie. Ponarzekać błyskotliwie. Wyrazić niezadowolenie bez owijania w bawełnę. Bez bycia oskarżoną o typowo polską mentalność i bez odpowiadania na pytanie "jak się masz?" zestawem stękań, kwękań, darciem szat, sypaniem receptami teatralnym gestem, recytacją listy schorzeń i opowiadaniem jak to bardzo nie mam pieniędzy. Pracuję nad tym, by nie być "stękaczem" i nie mam zamiaru cofać tego pozytywnego procesu przepoczwarzania. Dzisiaj chcę dać sobie prawo do narzekania konkretnie.

Bez śladu mózgu był człowiek odpowiedzialny za stawianie ścian w moim bloku. Są tak cienkie, że równie dobrze mógł je zrobić z dykty.
Bez śladu mózgu jest ktoś, kto pozwala psu za ową ścianą uciążliwie (jak zacięta płyta) szczekać o 24 w nocy oraz sikać i robić kupę w domu (ale o tym już było).
Bez śladu mózgu jest również osoba, która - z pełną świadomością owej cienkości ściany - ustawia dwa (DWA!) budziki na 4:30 budząc mnie wcześniej, niż sama się zreflektuje, że pora wstawać.
Bez śladu czegokolwiek - mózgu, sumienia, logicznego rozumowania jest ktoś, kto ma długów po pachy, ale opowiada o zapłaconej właśnie zaliczce na wakacje (trzeba odpocząć od bardzo ciężkiej pracy), o naprawianiu samochodu (bez tego nie można jechać na wakacje), o konieczności jeżdżenia taksówką (samochód w naprawie, autobusem - fu!) i cieszy się, że ma najniższą krajową dzięki czemu komornik nic nie zabierze. Podziwiam tupet, kiedy opowiada to mnie - osobie bezpośrednio zainteresowanej odzyskaniem swojej kasy.

Na co narzekam? Na to, że powyższe przykłady to objaw totalnej bezmyślności. Albo myślenia ograniczającego się tylko i wyłącznie do siebie. Nieliczenie się z innymi, zero empatii.
I tak, jak pana budującego blok mogę zaliczyć do "wykonującego 200% normy" i stawiającego w pośpiechu ścianę na jedną cegłę, tak ludzi opisanych poniżej nie jestem w stanie zrozumieć. Nijak.

A może po prostu: "bez śladu mózgu są niektórzy z nich"?

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Gołąbek (w) pokoju

Wszyscy wiemy, że to nie gołąb, tylko synogarlica turecka popularnie zwana sierpówką. Ale jednak (w) pokoju. W tej chwili przyjaciel domu.

W końcu dostał się na salony

Z radości odwdzięczył się autorską interpretacją jeziora łabędziego (bo na taniec z szablami to nie wygląda)

sobota, 12 czerwca 2010

Upał, że mózg się lasuje

Jestem ciepłolubna a i owszem. Ciągle uchodzę za zmarzlaka, bo mam zimne stopy, ręce i nos, który dodatkowo jest wtedy czerwony jak u Renifera Rudolfa. Około 25 stopni na zewnątrz mogę zdjąć długi rękaw. Przy 28 skarpetki. Ale przy 32 w cieniu zaczynam odczuwać brak powietrza. Jakaś magiczna granica tych 30 stopni powoduje, że mój mózg odbiera otoczenie, jako zupę (w moim przypadku pewnie rosół), w której tonę, zaduszam się i gotuję. Staram się wtedy odzież zrzucać i szukam najchłodniejszego miejsca w domu, ale to mało daje. Myślę sobie, że w taki upał najlepiej przestać się ruszać. Ale niee - trzeba wyjść na skwar.

Kochane Słońce
Najgorsze są wtedy te wszystkie cholerne sandałki, które mają paseczki powodujące bąbelki , ba - bąble - na stopach i otwory, przez które wsypuje się piach z chodników nieuprzątnięty jeszcze po zimie. Moje stopy wtedy płoną! Chyba wolę jednak zimne nóżki!
Dzisiejsza noc była tak gorąca, że obudziłam się zmęczona kompletnie. A czeka nas nie lepsza. Będą burze i może lunie. Komary zjedzą nas żywcem. Liczę, że im tez dopiecze słońce, piorun je strzeli i nie będą miały siły przylatywać do mojego kurnika na kolację.

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Z rana

Wstaję sobie przed 6 rano, idę do kuchni i marzę, żeby garnki, patelnie, deski do krojenia, talerze, widelce, noże w cudowny sposób zamieniły się w takie jednorazowego użytku. Albo umyły się same, lub chociaż poszły precz z zasięgu mojego wzroku na chwilę :)

Taki jest oto rezultat dogadzania sobie na kolację.
Żeby nie było niedomówień informuję, że Mąż mój zmywa. Tak normalnie zmywa sam z siebie i zdecydowanie więcej, niż kubek po kawie :)

czwartek, 3 czerwca 2010

Bukiet prawie letni

Ostatnia - i pierwsza zarazem - próba upieczenia ciasta drożdżowego z rabarbarem zakończyła się produktem całkiem niezłym w smaku, aczkolwiek przypalonym od spodu i trochę za twardym. Nie żeby był to kamień, ale bardziej jak bułka drożdżowa i dlatego niezbyt mnie to usatysfakcjonowało.

Bukiet
Uparłam się więc i zakupiłam ponownie garść rabarbaru i zabrałam się do dzieła. W tej chwili właśnie czekam, aż moje drożdżowe ciasto wyrośnie sobie w cieple, żebym mogła powtykać weń kawałki kwaśnych łodyg i posypać kruszonką. Kruszonka - ta część ciasta wyszła mi idealnie (czy ja w ogóle już pisałam, że niezdolność do pieczenia ciast mam zaszczepioną genetycznie?).
Jeśli tym razem drożdżowe mi nie wyjdzie poprzestanę na owocach pod kruszonką. Słodkie, przepyszne i nic nie musi rosnąć, a co gorsza - później opadać tworząc cukierniczą katastrofę.

Dobra, prosta kruszonka: 100g masła rozpuszczamy w rondelku a następnie mieszamy z 200g mąki zmieszanej ze 100g cukru. Ja dosypuję dużą łyżkę zmielonych migdałów (można i więcej:) ) - wtedy kruszonka jest bardziej chrupka. Zaglądaliście do tabeli kalorycznej? Nie? To nie zaglądajcie. Po prostu wcinajcie! Smacznego!!