czwartek, 28 października 2010

Dzień pełen wrażeń

Zdarza się czasem taki dzień, w którym robimy mnóstwo najprzeróżniejszych rzeczy. Ja dzisiaj taki miałam. Dzień, który rozłożył mnie na łopatki emocjonalnie.

Zaczynając z grubej rury - odwiedziłam cmentarz, gdzie pochowani są moi dziadkowie, wujowie i dalsza rodzina. Jest też pomnik Sybiraków, gdzie zapaliłam znicz - i tu już zaczęłam pociągać nosem. Moja babcia jest Sybiraczką wiem więc jaki los spotkał ludzi, których nazwiska są wyryte na tablicy. Jest tam też nazwisko jej mamy - a mojej prababci - której losy i śmierć splotły się z historią deportacji na wschód.

Po tej dawce wrażeń, zmarznięta jak licho, podążyłam do rodziców. Tam, rozgrzewając się herbatką, przez pół godziny obserwowałam szalony nalot ptaków na jarzębiny rosnące pod domem. Widziałam kosy siadające na szczytach drzewek, kwiczoły balansujące na cienkich gałązkach, łapczywie pochłaniające owoce. Wróble, które pojawiały się wszędzie tam, gdzie siadł jakiś większy ptak i sikorki bogatki skaczące tu i tam. Jedna z rozpędu podleciała na balkon i usiadła naprzeciwko mnie na poręczy. Najzgrabniej z jarzębiny korzystał gil - zwieszając się głową w dół dziobał sobie owocki nie przejmując się harmidrem wokół. Gdzieś dalej przeleciała sójka z czymś w dziobie (pewnie żołędziem) i gawron z kawałkiem skórki od chleba. Należy wspomnieć i o srokach, które ganiały się wokół dwóch wysokich świerków.
Aż zazdrościłam moim rodzicom takiej bliskości tych wszystkich krzewów i drzew - u mnie na czwartym piętrze kosy i wróble nie buszują, choć cieszę się z mojej powiększonej rodzinki sierpówek przylatującej gromadnie na słonecznik.
Niedługo czas wywieszać karmnik!

Wystawanie w oknie się skończyło - chociaż mogłabym tak jeszcze długo i ruszyłam dalej. Na spotkanie z ...Sybirakami. Tak, tak - trochę się to zazębiło tematycznie z porankiem, ale to był główny punkt dzisiejszego dnia. Wspaniałe spotkanie z prelekcjami okrasiłam łzami jak grochy. Opanować się nie mogłam - w końcu na scenie przede mną siedziała babcia, jej koleżanki i koledzy opowiadający o swoich losach na deportacji. Nie będę w tym wpisie rozwijać tego tematu, bo mogłabym długo (mniej więcej kilka metrów przewijania ekranu) - wystarczyło mi przez dwa dni pisać życiorys babci w pigułce, który zajął 7 stron. Promil z życia...
Rewers jednej z monet wprowadzonych w 2008 z okazji 80 lecia Związku Sybiraków w Polsce

Musicie mi więc wybaczyć, że długo nie dawałam jakiegoś konkretnego znaku życia - byłam, Kochani, zajęta.

A u Was - jak jesień się objawia? Płaczliwie, deszczowo? Kolorowo, wesoło? Sentymentalnie, melancholijnie? Ech...

Ściskam.

7 komentarzy:

  1. Ja to juz mysle o zimie :P
    Jesien sie objawia katarem, badz zapchanym nosem :P czekolada zzerana w zaduzych ilosciach i grubymi skarpetami kiedy siedze wieczorami przed tv badz kompem :))
    Buziaki i miej sie kochana dobrze :*****

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja zyję wiosną. To co naokoło, jesli nie pławi się w słońcu-ignoruję. Buziole w nocha.

    OdpowiedzUsuń
  3. Och... no zbliża się ten dzień... przemyśleń, tęsknoty... smutku i karcenia się...
    Ale tak to już jest... tak zbudnowany jest nasz świat... wszystko ma jakiś cel i sens... może jeszcze go nie znamy, ale to nie znaczy, że go nie ma...

    A moja jesień? Objawia się ogólnym zmęczeniem... przemęczeniem.... i ciągłym głodem ;p

    Miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kuro Kochana,
    nie dziwię się emocjom, nie dziwię....

    A moja jesień? Na przemian wesoła i refleksyjna, dziś rano też z Osobistym na grobie jego matki byliśmy... Nastrój taki, że nawet w warzywniaku dziś nie podśpiewywałam...

    Ale, ale, jest kolorowo, jest w miarę ciepło, mam już buty na straaaaaaaaaaaaaaszną podobno zimę, więc... :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Faktycznie ptasio było w pobliżu Twoich rodziców :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Majlook - ja staram się na razie żyć jesienią. W zasadzie to już myślę o wiośnie. Ale wiesz, że ja zmarzlak jestem i to dlatego :)

    Hannah - i wszystko jasne. Wiosna rządzi (a lato tym bardziej).

    Mi - żadnego karcenia się i umartwiania! Zabraniam! A co do głodu - tu nie wiem, jak masz na myśli - proponuję coś energetyzującego, wysokokalorycznego i słodkiego. A potem gimnastyka.

    Anullo - emocje były i szloch. Sama wiesz z resztą, jak to jest czasem - człowiek jak się zacznie wzruszać to koniec. Cały dzień smarka w chustki i wyciera czerwone ślipia.
    Na straaaaaaszna zimę muszę zakupić Gruuuuuuuube skarpety za kolana. Bo mam glany do kolana.

    Krogulcu - rodzicom z tej okazji w prezencie zakupuję karmnik i zasoby ziarna. To dopiero będzie szał na zimę!

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ładna ta moneta, zadumałam się, bo sprawy takiej wagi i takiej przeszłości mam teraz "na tapecie". Dzieje się!
    Jesień mam kolorową, pracowitą i pachnącą dymem z ognisk. Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń