poniedziałek, 21 marca 2011

Ustawowe gazy

Dzisiaj wyciąg z relacji "co tam u mnie, Kochana", czyli rozmowy polsko - macedońskie (lekko zmoderowane) ;)

Wieści z Polski:
Od rana muszę się ukrywać. Po mieszkaniach chodzą goście od komina i gazu - ostatnio mi zaplombowali piecyk gazowy w łazience, bo mam za małe otworki w drzwiach. Tym razem ich nie wpuszczam - niech się walą durnie.
Jak wiadomo, obowiązują w naszym kraju przepisy że trzeba posiadać w drzwiach taką szparę (200cm2) na dole, jak się ma piecyk. A u nas tylko cztery otwory są, okazuje się - za małe.
Aleee... jest też przepis który zabrania umieszczania piecyka w tak małym pomieszczeniu jak moja łazienka. Piecyk jednakże jest i ma się dobrze, bo ktoś sprytny budując blok ominął ten paragraf wybijając dziurę do kuchni nad wanną. Dzięki temu kubatura pomieszczenia powiększa się o w/w kuchnię co daje legalny piecyk w klitkowatej łazience.
I taki głąb gazownik przyjdzie, pogmera sprzętem gazomierzącym przy rurach i mi znów zaplombuje piec, bo przepisu o dziurach w drzwiach się trzyma, ale ominięty w TOTALNIE OCZYWISTY, CWANIACKI sposób przepis o kubaturze łyka gładko jak gęś kluski.
Widocznie wg niego powietrze wlatuje do mojej łazienki tylko dołem (wiem wiem - cyrkulacja, ale czytajcie dalej) i w przypadku jego braku piec nie zaciągnie powietrza z wysokości więcej, niż metr od podłogi. I ulegnę zaduszeniu, zaczadzeniu i ch.j wi czemu mimo posiadania nowego pieca z czterema zabezpieczeniami, czujnika czadu i dziury w ścianie, przez która mogę przecisnąć trzy osoby na raz.
Paranoja!

Ciekawostka: dziura w ścianie, obok kratka wentylacyjna (gazownik kazał zrobić) oraz przewód kominowy. Dla dociekliwych dodam, że kolejna kratka wentylacyjna leży na lewo od rury.

Z ostatniej chwili: sąsiadce kazali wstawić w drzwi kratkę. KRATKĘ. Nie wycinać żadnych szpar, otworów. Czy to jakieś lobby łazienkowo-sanitarne? Podejrzewam, że gazownik ma po prostu problemy z obliczeniem pola powierzchni figur bardziej skomplikowanych geometrycznie, niż standardowy prostokąt.

Wieści z Macedonii:
U nas każda firma musi płacić opłatę RTV (jak nasz abonament) bez względu na to, czy posiada jakiś odbiornik, czy nie.

Bez komentarza


P.S. Mocne określenia użyte zostały z całkowitą premedytacją.

środa, 9 marca 2011

Kura wychodzi do ludzi

Wczoraj - ja, kura domestica, miałam swój ważny dzień. Kura wystawiła swoje malowanie na widok publiczny. Trema była, a jakże. W końcu tam wszyscy już zaprawieni w boju, a kura - co to czasem pazurem skrobie coś (niewiele i z rzadka) miała prezentować "dzieło".
Wystawa - jak to w Dzień Kobiet - dotyczyła kobiet. "Jej portret" - taki był tytuł i, jak się zapewne domyślacie, zostały zaprezentowane portrety. Przyznam się bez bicia - naskrobałam portret - pierwszy w moim życiu - na ostatnią chwilę, bom się zagapiła z terminem. Stres więc był wielki, bo nie dość, że to pierwszy raz, pierwszy portret to jeszcze nas (twórców) wypędzili na środek sali w celu rzucenia kilku słów o sobie i dziele. Uuułaaa... no tego nie było w planie. No nie było! I kura musiała wygdakać co tam naskrobała. Dla innych to pewnie żadne wielkie przeżycie - dla kury jednak to był chrzest bojowy.

Dziewczyna w berecie

Przetrwałam. Podobało mi się. I podobało się oglądającym! Można było sobie później z nimi porozmawiać, co też czyniłam z prawdziwą przyjemnością. Zupełnie jak z Wami w komentarzach :)

czwartek, 3 marca 2011

Coś na miły poranek

Kolega bloger - Krogulec14, prowadzący Plamkę Mazurka, umieścił u siebie zdjęcie i zaproponował dopisanie do niego o czymże bobry knują. Ponieważ ja lubię takie historie - o czym możecie się przekonać na przykład we wpisie o sierpówce (bardzo krótki monolog), albo na blogu gdzie gadam z Mężem, postanowiłam trochę ruszyć wyobraźnią i poprawić sobie smętny nastrój. Dodam, że jest to odpowiedź na zarzuty o szkodliwości drążenia przez bobry nor w wałach przeciwpowodziowych.
Oryginał zdjęcia: Piotr Dombrowski

Miłego dnia!

środa, 2 marca 2011

Taka smutna historia

W minioną sobotę postanowiłam sobie zrobić kolejny wpis o moich domowych sprawach. Niestety - pewne okoliczności sprawiły, że cała moja uwaga skupiła się na małym, poturbowanym stworzeniu, które jakimś cudem znalazło się na naszej (mojej i Męża) drodze do sklepu.Uznałam, że historię tą podeślę do blogowego znajomego, którego internetowy dziennik bardziej odpowiada tematycznie tego typu wpisom. Jednocześnie chcę Was zaprosić do zajrzenia tam. Ja wiem, że moja historia wesoła nie jest, ale znajdziecie tam też mnóstwo innych, przepięknych wpisów i zdjęć - ptasich przeważnie -> Plamka Mazurka - historia kury i krogulca.