poniedziałek, 31 maja 2010

Bombardowanie kaloryczne

Dzisiaj krótko i treściwie.
Bierzemy:
  • duży jogurt naturalny
  • dwa duże, lub trzy małe dojrzałe banany (w brązowe plamki , niezbyt twarde - w zasadzie miękkie, żadnych zielonych elementów)
  • 2 łyżeczki cukru (ja mam taki, co w nim trzymam laski wanilii), trochę cukru waniliowego jak kto nie ma takiego, co w nim trzyma te laski...
  • 2 łyżeczki zmielonych migdałów
Miksujemy, przelewamy do szklanek (wychodzą dwie duże), pijemy.
Kalorii nie liczymy, bo i nie ma po co :)

Smacznego!

sobota, 29 maja 2010

Trzecie życie szafki

Ostatnio odkryłam, że najlepiej odpoczywam ...robiąc. Na co dzień dłubię niewielkie rzeczy, więc niesamowitą frajdę sprawia mi obrabianie większych gabarytów. Przyszła więc pora na szafkę.
Rzeczona szafka
Szafka ta zaczęła żyć drugim życiem po tym, jak z pionowej przerobiłam ja na poziomą. Możecie sobie wyobrazić, jak wyglądała wcześniej przechylając głowę w prawo. Aby doprowadzić ją do tego poziomego stanu musiałam tylko przełożyć szyny od szuflad i przesunąć półki.
Po położeniu jej zyskałam dodatkowe miejsce (dłuuuugie) na postawienie różności. Zdecydowałam się na kwiaty:
I tak sobie stała szafka z kwiatami na górze, dopóki nie zmieniła się koncepcja. A może po prostu potrzebowałam zmiany kolorystycznej - w pokoju wszystko było od sasa do lasa. Szafka została więc wzięta w obroty i pomalowana na biało. Stwierdziłam również, że funkcja kwietnika mi się przejadła i teraz szafka zostanie przerobiona na ...siedzisko.
Od sąsiadki dostałam w spadku mały, biały stolik z Ikei , więc cała koncepcja kolorystyczna zaczynała mieć ręce i nogi. Co najlepsze - trafiła się nam promocja na upatrzone poduchy i kupiłam 5 sztuk za mniej, niż poprzednio kosztować miały 4. Szafka po przemalowaniu i zaadaptowaniu do nowej roli wygląda tak:
Siedzisko
Na sam koniec - nie mogłam sobie odmówić - na ścianie zawisł zegar kolejowy. Rzecz jasna - również objęła go obniżka ceny i w końcu mogłam odwrócić nim uwagę od straszącego na ścianie klimatyzatora.
Zegar
Teraz wysiaduję naprzeciwko tych wszystkich zmian i się gapię. Jestem bardzo, bardzo zadowolona z efektu. Chociaż mam jakieś dziwne wrażenie, że jeszcze coś bym zmieniła :)

Apendyks

Szafka po ułożeniu w pozycji horyzontalnej wymagała przyczepienia półek, które w pionie swobodnie leżały na kołeczkach. Sprawę załatwiłam małymi kątownikami. Można - rzecz jasna przywiercić półki od zewnątrz, ale mi zależało na tym, żeby nie było śladów śrub na bokach szafki.

Malowanie okleiny nie było łatwą sprawą. Całość zmatowiłam papierem ściernym o gramaturze 400, proponuję również odtłuścić powierzchnię wodą z płynem do mycia naczyń. Przyznam się, ze nie chciało mi się używać primera pod farbę. Stwierdziłam, ze szafka nie będzie zbyt eksploatowana poprzez suwanie po niej ciężkich sprzętów i zrezygnowałam z gruntowania. Niemniej zalecam. Farba użyta do pomalowania to biała alkidowa Everal firmy Tikkurila. Pod to kupujemy grunt tej samej firmy. Uprzedzam od razu - do malowania wałek (jak do olejnej) i nic innego. W rogach użyłam gąbeczki (takiego nawet zwykłego zmywaczka można - byle sprawdzić, czy nie puści koloru). Do doczyszczania się jako rozpuszczalnika używamy benzyny lakowej.

Potem tylko czekamy na wyschnięcie.

Zegar i poduchy do kupienia w Jysk :) Polecam polować na promocje!


środa, 26 maja 2010

Dla Mamy

Dziś wiadomo - Dzień Matki. Matek w zasadzie.

Matki Teresy (nie mylić z Agnieszką z Macedonii, później z Kalkuty) - wszystkiego naj naj - jak zdążę to mnie mój Mąż a syn Twój po drodze zgarnie do Ciebie wraz z życzeniami i kwiatem.

Matki Polki - to Mama Majeczki - przekaż, Maju, wszystkiego najlepszego ode mnie :)

I mojej Siłaczki - Mamy niewielkiej wzrostem, ale serca ogromnego.


Kochana Mamo!
Chciałabym, żeby wszelkie ciężary, które przygniatają Cię na co dzień w końcu spadły z Twoich ramion. Tak, żebyś mogła powiedzieć "dzisiaj czuję się tak lekka, że chyba sobie zatańczę".
Ponadto, Kochana Mamo, szukałam dzisiaj dla Ciebie jakiegoś stosownego wiersza do zacytowania.
Uwielbiam K.I. Gałczyńskiego. I każdy mógłby pomyśleć, że zaraz tu wkleję "Spotkanie z Matką" i będzie pozamiatane. Nie - tak się nie stanie, choćby ze względu na to, że słowa "ona mi pierwsza pokazała księżyc" kompletnie mijają się z prawdą. Atlas Nieba wraz z mapą Księżyca pokazał mi ojciec. Ten wiersz odpada więc.

Jest inny "Les danses des polonais - Matkom-Polkom" z niego zacytuję fragment:

Gdy Pani, żując pomarańcze,
zada pytanie, czy ja tańczę
i czy z Nią tańczyć chcę,

odpowiem wtedy: Cóż za fopa!
Jeden zna taniec moja stopa,
“Une danse des Polonais”.

Ach, to jest taniec wszak prapolski,
tak stary, jak Skład Apostolski,
starszy niż Totentanz,

bowiem od lat Pierwszego Mieszka
po Serafinowicza Leszka
powtarza się jak trans.

Magicznie usypianych figur,
depcących brzeg polskiego Stygu
ponurą “polką” swą…


środa, 19 maja 2010

Komórka

Się zdenerwowałam. Chyba dziczeję. Albo normalnieję? Jedno z dwóch.
Denerwuje mnie telefon - a dokładnie jego pewne aspekty. Podejrzewam, że aparat sam w sobie nie jest zły. Ale to jak się go używa może być koszmarem.
Z ciekawości poszukałam w sieci czegoś o savoir vivre używania telefonu komórkowego. To, co znalazłam wcale mnie nie przekonało. Wręcz przeciwnie - mam wrażenie, że ktoś ciężko myślący napisał parę porad dla wyjątkowo niekumatych bałwanów. Najbardziej przerażające jest jednak to, że nawet tych - wydawałoby się "oczywistych" - zasad duża część ludzi nie stosuje.
  • "Dzwoni telefon - odbierz i odejdź porozmawiać na bok"... Niee - gadaj, wrzeszcz przy stole podczas rodzinnego obiadu, kolacji we dwoje, w środku restauracji. Krzycz jeszcze że zasięgu brak i biegaj jak wariat między stolikami.
  • "Staraj się nie prowadzić rozmów w środkach komunikacji publicznej" Hahaha - no jak to? To skąd ja - całkiem obca osoba jadąca autobusem - będę wiedzieć, że: Małgośka się k**** urżnęła na imprze u Włodka i że k**** kupiła sobie różowe k**** majty z koronki, które jej wystają ze spodni jak siedzi k**** w ławce na geografii. Bo tam są niskie krzesła w tej sali, k**** no nie?
To takie dwa przykłady. Ale ja zmierzam do czegoś innego.
Komórka dała ludziom jakieś niepisane prawo wymagania od innych ODEBRANIA telefonu. Nie ważne, czy właśnie kupujesz marchewkę, czy siedzisz na tronie, czy po prostu nie chcesz gadać. Nie odbierzesz - masz przerąbane. Foch to minimum na co można się narazić. Nie chodzi tu o sytuacje, kiedy możemy wyłączyć telefon i dać sobie luz - chociaż wyłączenie telefonu też może być obrazą czyjegoś majestatu. I zupełnie czym innym jest nie odebrać telefonu od Męża/Żony a czym innym od osoby bardziej obcej.
Czy czujecie się źle dzwoniąc do kogoś, kto nie odbiera? Może ktoś nie chce rozmawiać z Wami w biegu, hałasie, może jedzie tramwajem? A może olewa sprawę? Myślicie tak czasem?
Czujecie się komfortowo odbierając telefon w centrum handlowym nagabywani do podjęcia szybkiej decyzji o zmianie abonamentu (na wyższy)? A jeszcze lepiej - gdy wasi "znajomi" dzwonią w wygodnych - dla nich - momentach rozwodząc się w godzinnych wynurzeniach, kiedy Wy właśnie chcecie wsiąść do samochodu i sterczycie na deszczu?
Czasem powiedzenie "zadzwoń później, bo nie mogę rozmawiać" nic nie daje. Sms o takiej treści czasem również nie daje nic (no czasem daje foch), bo telefon zaczyna dzwonić po 5 minutach, albo uparcie o tej samej porze dnia następnego (szczególnie, gdy piszemy, że jesteśmy ostatnio bardzo zabiegani).
Potem jesteśmy poobrażani ze wszystkimi od których nie odebraliśmy telefonu i sami oddzwaniając odbijamy się od słuchawki. I jak - obrazić się też?

wtorek, 18 maja 2010

Koncepcja Kapsuły (powraca)

Wiem, że to dziwny tytuł jak na blog kury domowej. Chcę jednakże zaznaczyć, że kura jest inżynierem. Być może nie z dziedziny budowy promów kosmicznych, ale zawsze lubiła techniczne zagadnienia.

O co chodzi z tą Kapsułą?
Od bardzo dawna, gdy tylko aura za oknem dawała mocno w kość, a perspektywa wyjścia wywoływała ciarki na plecach marzyłam o stworzeniu dla ludzi Kapsuł. Pojazdy owe napędzane prądem, czy jakimś ciekawym, niedrogim, ekologicznym paliwem zamykałyby takiego ludzia w sobie, jak skorupka M&M'sa orzeszek i pozwalałyby na komfortową podróż do celu. W środku klima, radio i inne takie. No i miejsce na zakupy. Taki seagway w obudowie i z bajerami. Wiem wiem - zaraz powiecie, że już to ktoś wymyślił. No rzecz jasna! Przecież nie tylko ja mam wyjściowstręt podczas takiej pogody. No - niektórzy w ogóle mogą mieć totalnego lenia do poruszania się i już rośnie przede mną futurystyczna wizja ludzi niezdolnych do samodzielnego wykonania dwóch kroków. Zanik nóżek i takich tam...Ale zanim by się to stało mogłabym sobie trochę pojeździć do sklepu i z powrotem bez marznięcia, moknięcia i obrywania sobie rąk siatami.

Pozdrawiam Was ciepło i sucho (nie oschle - nie, nie). Mam nadzieję, że omijają Was zalania.

niedziela, 9 maja 2010

Kanapka

Obecny tydzień obfitował w dużo pracownianych zajęć - dosyć efektywnych (i efektownych przy okazji), ale o tym niedługo na blogu Artefaktorii. Ja - Kura Domowa byłam w związku z powyższym mało domowa, bo częściej siedziałam w farbach, niż w garnkach. Zrobiłam również z Mężem kilka kilometrów na rowerze. Teraz patrzę z ukosa na zaschnięte błoto na oponach i nawet nie oddycham w tamtą stronę, żeby nie odpadło na podłogę. No tak, ale gdzie tu kanapka? Kanapki już nie ma - zjedzona. Podczas zjadania jej przyszło mi do głowy zapytać Was o Waszą ulubioną. Ja wiem, że to może być trudne - wydaje się, że kanapka to proza dnia codziennego i mówienie o jakiejś "ulubionej" jest dziwne. Ale gdyby się dłużej zastanowić - każdy ma jakąś taką dyżurną, dobrą.Jak najprościej rozpoznać ulubioną kanapkę? Ja mam sposób - wyobrażam sobie, jaką kanapkę mogłabym zjeść po zjedzeniu pięciu innych, tudzież po napchaniu się śniadaniem. Tak na finał - co jeszcze jestem w stanie w siebie wtłoczyć?
Moja ulubiona kanapka to kanapka z żółtym serem (dziurawym mocno) i powidłami śliwkowymi. Często zastępuję powidła dżemem własnej roboty. Połączenie słonego sera ze słodyczą owoców - mniam! Piszę tu o bardzo prostej kanapce, bo mogę ja zrobić w każdym dniu roku - nie jest sezonowa, nie jest skomplikowana... Czasem stosuję jej wariacje w postaci pieczywa - zamiast na bułce robię na grubej, opieczonej kromce chałki (niebo w gębie). Czasem na świeżym chlebie.

No dobra - teraz Wasza kolej. Ulubiona kanapka.

niedziela, 2 maja 2010

Wycieczka do Działoszyna

Długi weekend majowy zafundował nam pogodę lekko deszczową. Nie zniechęciło to jednak mieszczuchów do wyrwania się na łono przyrody. Tych, którzy jednak zostali w domach zapraszam - chociażby wirtualnie - na wycieczkę do Załęczańskiego Parku Krajobrazowego.
Do parku dostaliśmy się samochodem. Nasz przyjaciel, który był pomysłodawcą całego przedsięwzięcia zapakował nas do auta i z przewodnikiem w postaci Hołka wyruszyliśmy na spotkanie z przygodą :)
friend - mam nadzieję, że nie ujawniam nielegalnie wizerunku:)
widoki po drodze - kopalnia Bełchatów
na miejscu powitał nas ...las - panowie pędzili przodem a ja robiłam dokumentację zdjęciową

duża tablica opisywała czego nie wolno i ...przejścia brak - chyba nas tu nie chcą :)
w końcu dotarliśmy w jakieś miejsce ze skałkami, co oznaczało, że jaskinie są w pobliżu
popędziłam więc na poszukiwania (w tle jedna z jaskiń - zamknięta klapą na trzy spusty)
pozostałe atrakcje jaskiniowe prezentowały się podobnie - za kratami, środki podziwialiśmy (Mąż z lewej podziwia) z daleka
inne jaskinie - bez krat, aczkolwiek wcisnąć się tam nie dało (chyba, że ktoś życzy sobie utknąć jak Puchatek w norze królika)

pozostało więc fotografować miejscową florę (prawe zdjęcie - trzeba zaznaczyć - robił Mąż)...
...oraz faunę


I już trzeba było wracać, bośmy się głodni zrobili nieziemsko. W drodze powrotnej udało nam się wypatrzyć przepiękny pałacyk - dworek na wyspie (nie mam pojęcia co to była za miejscowość, ale widać było, że ktoś zaczął remont otoczenia):
pałacyk - front
klimatycznie rozpadające się skrzydło :)

Po powrocie do domu padliśmy. Mam nadzieję, że Wam też podobała się wycieczka (wirtualna co prawda, ale zawsze jakaś). Jeszcze raz wielkie dzięki W! Było co najmniej zaczepiście :)