poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Dziwne spacery, wiosna i kokiet.

W końcu słońce zaczyna wygrywać z powietrzem polarno - morskim i popołudniami robi się ciepło. Kwiaty kwitną, drzewa kwitną, ja smarkam, ale i tak chodzę na spacery podziwiać naturę.
Wczoraj poszlismy sobie z Mężem na spacer. Tak bardzo potrzebowaliśmy spokoju, że zawędrowaliśmy na ...cmentarz. Okazało się, że to najspokojniejsze miejsce w mieście. Nie słychać samochodów, hałasu. Ludzie nie śmiecą, nie piją, a dresów brak. Stara część cmentarza z wielkimi drzewami jest piękna. Park miejski, co prawda, mamy całkiem niedaleko, ale ten spacer uzmysłowił mi, że tam wcale nie jest tak relaksująco. Ironia, hę - odstresowywać się na cmentarzu..? Czy Wy też zauważyliście, że to najczystsze miejsca w mieście?

Po powrocie ze spaceru czekał na mnie mój zwierzak dochodzący. A raczej dolatujący. Mam taką znajomą sierpówkę (nie wiem czemu podejrzewam, że to jest TEN sierpówek, a nie TA sierpówka). Przylatuje na ziarenka. Ostatnio przyprowadził narzeczoną. Ogólnie jest kokietem strasznym i dzięki temu zrobiłam mu ładne zdjęcia.
Przy okazji zarejestrowałam, że okna trzeba umyć. Aż wstyd Wam takie pokazywać, ale trudno - ja mam kotłownię obok bloków i ptactwo rozrabiające w donicy... Czuję się usprawiedliwiona :)

sobota, 17 kwietnia 2010

Po-rwania c.d. i przepis

Po tych dwóch tygodniach męczarni i czwartkowym finale wracam do żywych i nie mogę usiedzieć na miejscu. Wysprzątałam mieszkanie, zmieniłam aranżację na wiosenną no i upiekłam te ciasteczka:

Taka szkoda, że te zdjęcia nie pachną... Ślinka by Wam pociekła, że hej! :D

Jeśli ktoś chętny na przepis - proszę o sygnał, wstawię. Jest bajecznie prosty. A ciasteczka prawdziwe - domowe.

*************

W związku z zapotrzebowaniem - przepis.

W dużą miskę sypiemy:
2 i 3/4 w porywach do 3 szklanek (tylko ten "poryw 1/4" zostawcie w szklance na razie) - nieczubatych - mąki pszennej,
2 łyżeczki proszku do pieczenia oraz
3/4 szklanki cukru wymieszanego z cukrem waniliowym (waniliowego musicie sobie wg uznania, jak lubicie)

na patelence rozpuszczamy
4 łyżki masła

...i wlewamy je do jakiegoś naczynia (wyższego - będziemy miksować), do którego dorzucamy:

2 jaja
2 łyżki oleju
szczyptę soli

Mokre miksujemy, po czym wlewamy do naszej miski z suchym. Do wstępnego mieszania przyda się widelec, potem wyrabiamy łaporęcznie. Ciasto nie może być zbyt twarde. Ja zawsze daję na początek mniej mąki, której ewentualnie dodam później.

Tłustą kulę ciasta zawijamy w jakąś torebkę i wrzucamy do lodówki na godzinę.

Po godzinie wyjmujemy, odrywany z kuli kawałek i wałkujemy na grubość ok 3-4mm (im cieńsze tym bardziej suche będą ciasteczka) - pamiętajcie, że będą rosnąć. Teraz przydać się nam może nasza resztka mąki - jeśli ciasto przy wałkowaniu zbytnio się rozłazi to wgniatamy ją.
Wycinamy ciasteczka, kładziemy na papier do pieczenia na blasze. Z tej ilości ciasta wychodzą ok. 2 blaszki. Ja czasem zostawiam połowę kuli w lodówce i piekę na następny dzień)

Piekarnik nastawiamy na 175 stopni pieczemy około 10 minut (lub odrobinę dłużej, pod koniec kontrolując non-stop stopień zarumienienia, bo lubią się szybko przypalić). Zalecam pieczenie bez termoobiegu, a jak już to włączenie go pod koniec, żeby lekko zrumienić ciasteczka, które ogólnie mają być koloru dość bladego - ale do tego dojdziecie w praktyce.

Ciastka trzymamy w blaszanej puszce ( u mnie nie da rady - zjedzone są od razu).

Po-rwanie

Dziękuję Kochani za te wszystkie miłe słowa - jest nadzwyczaj dobrze. Została opuchlizna i takie tam bóle niewielkie. Największy to chyba głowy :)
Rozpieszczam się przecierowymi zupkami, pogodziłam się nawet z parówkami. Jestem zaskoczona, że tak szybko doszłam do siebie.
Dzisiaj będę robić ciasteczka maślane (ale zjem je oczywiście dopiero za kilka dni jak dobrze pójdzie i jak coś w ogóle zostanie). Wczoraj kupiłam bajerne foremki o przeróżnych kształtach. Krogulcu - tobie do gustu pewnie przypadną jeże :)

środa, 14 kwietnia 2010

Dni bardzo zajęte

Muszę zdążyć z wieloma rzeczami przed wyłączeniem na parę dni z życia. Siedzę właśnie spuchnięta, na antybiotyku, z zębem do wyrwania. To już jutro. Ten ząb prześladował mnie od początku założenia bloga. Tylko tym razem zdiagnozowano go prawidłowo i trzeba rwać. Może w końcu spokój będzie.

A ja odkreślam w notatniczku rzeczy wykonane. Codziennie coś.
Następnego wpisu spodziewajcie się jakoś nieprędko. Jak wydobrzeję po jutrzejszym.

piątek, 9 kwietnia 2010

Łamimóżdżek

Kura domestica właśnie robi porządek na dysku, co jest wyczynem nie lada jakim, gdyż - mimo ptasiej natury - ma tendencje do chomikowania.
Dlatego dzisiaj coś z wykopalisk postanawiam wrzucić. Zagadkę na weekend. To nie będzie zagadka konkursowa, ponieważ nawet ja nie pamiętam rozwiązania. Ale chętnie sama do niego dojdę poprzez łamigłowienie się w wolnych chwilach.
Zagadka jest stara i - jak kawał z brodą - zarośnięta. Mogę mieć tylko nadzieję, że jeśli ją znacie, to przynajmniej nie pamiętacie rozwiązania i jeszcze raz będziecie mogli się trochę rozerwać umysłowo.

Oto ona:

ZAGADKA EINSTEINA

Legenda (hehe - legenda*) mówi, że zadanie to zostało wymyślone przez Einsteina. Według niego 98 % ludzkiej populacji nie jest w stanie go rozwiązać!

5 ludzi zamieszkuje 5 domów w 5 różnych kolorach. Wszyscy palą papierosy 5 różnych marek i piją 5 różnych napojów. Hodują zwierzęta 5 różnych gatunków.

Pytanie : Kto hoduje rybki ?

  • Norweg zamieszkuje pierwszy dom
  • Anglik mieszka w czerwonym domu
  • Zielony dom znajduje się po lewej stronie domu białego
  • Duńczyk pija herbatkę
  • Palacz Rothmansów mieszka obok hodowcy kotów
  • Mieszkaniec żółtego domu pali Dunhille
  • Niemiec pali Marlboro
  • Mieszkaniec środkowego domu pija mleko
  • Palacz Rothmansów ma sąsiada, który pija wodę
  • Palacz Pall Malli hoduje ptaki
  • Szwed hoduje psy
  • Norweg mieszka obok niebieskiego domu
  • Hodowca koni mieszka obok żółtego domu
  • Palacz Philip Morris pija piwo
  • W zielonym domu pija się kawę
* przypisek kury d.

środa, 7 kwietnia 2010

Hyc do przodu

Niby święta, niby szał kuchenno - porządkowy, a potem niby tylko grubniemy :) Niby poza tym leniwie - kanapa, stół, talerzy stos. Nie gotujemy - dojadamy, a na trzeci dzień mamy już dosyć zabierania sałatki do pracy.
Ja w święta kompletnie nie kontaktowałam - ząb mnie wykończył - zaczął w czwartek, skończył wczoraj. Potem wykończyły mnie antybiotyki - efekt: gil do pasa, a w międzyczasie leki przeciwbólowe - o efekcie pisać nie będę. Moje Mężowe Kochanie postawiło mi nowy system, a ja w swojej nieprzytomności skasowałam sobie ważne pliki.
Mimo to święta zaowocowały pozytywnie i po nich się rusza coś do przodu. W poniedziałek moja pisanka wygrała w konkursie pisankowym, potem znajomy zamówił u mnie biżuterię dla dziewczyny. Wczoraj biżuteria poszła w świat, a dla odmiany przyszła (w końcu!) paczka z moimi rzeczami z galerii. Mąż odzyskał pliki i wszystko stało się piękne.
Jeszcze trochę męczarni mnie czeka - w przyszłym tygodniu rwanie zęba przed którym (z powodów oczywistych) muszę zdążyć z ZUSem, PITem i innymi papierami. A potem liczę na to, że będzie spokój. W końcu. I od rana podśpiewuję sobie:



Dedykuję wszystkim potrzebującym odżycia na wiosnę!

sobota, 3 kwietnia 2010

Kurczak

Kto powiedział, że kurczak wielkanocny nie ma prywatnego życia? Oprócz siedzenia między pisankami on też ma swoje pasje...

czwartek, 1 kwietnia 2010

Drzewa to żywe istnienia cz. 2

Moi drodzy czytelnicy i internetowi (aczkolwiek nie tylko) znajomi. Będę Was zachęcać do interesowania się akcjami i apelami takimi, jak ten poniżej. Być może zabrzmi to jak banał, ale dzięki takim akcjom zaczęłam żyć bardziej świadomie.

Jestem internetowym grzebaczem - znajduję tu i ówdzie różne ciekawostki, czytam, sprawdzam, dociekam. Bo mnie ciężko do czegoś nowego przekonać ot tak - na słowo. Jestem sceptyczką. Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę i nie przejrzę dokumentacji technicznej :) Nie oceniam powierzchownie i nie idę na lep reklamy. Nachalny i podjazdowy marketing to dla mnie zwykłe "kup pan cegłę" zapakowane w ładny, kolorowy papierek.

Akcji i apeli jak poniżej nie da się zapakować w taki papierek. Nigdy nie będą one tak atrakcyjne, jak 100 minut za 0 groszy, 50% gratis, kiecka z katalogu, lub nowy tusz do rzęs, co wydłuża i wydłuża... Napisanie maila, czy wstawienie na stronę apelu, czy odnośnika do wpisu na blogu Adama Wajraka nie sprawi, że poprawi się nam cera i znikną rozstępy. Może zdziałać z obiektywnego punktu widzenia dużo więcej - uratować drzewa, ptaki dla których Puszcza Białowieska jest DOMEM, i - co więcej - uratować nasze zanikające ludzkie odruchy. I jest na serio. A chyba nie wierzycie że te minuty, mililitry i dodatkowe opakowania są za darmo, prawda?

Żeby jednak nie było tak pompatycznie pokażę Wam, że można bez zadęcia i z jajem wziąć się za obronę przyrody:

Ten teledysk został nakręcony w obronie Doliny Rospudy przez zespół, który jest w tej chwili jednym z moich ulubionych.