czwartek, 29 października 2009

Sabotage

Dzisiaj rano dokonałam odkrycia: całą noc gotowałam wodę w garnku, który się "odmaczał". Kiedy z miną co najmniej zaskoczoną informowałam o tym moje Słońce - popatrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami pytając z niedowierzaniem: paliło się? Ano paliło, znaczy gotowało... Poczułam się jak niedoszły zamachowiec. Gotowałam wczorajsze przypalone od spodu jednogarnkowe danie (to, co z niego zostało i nie chciało odejść). Modyfikacja góralskiego kociołka. Bardzo proste i smaczne, aczkolwiek robione na gazie (nawet na bardzo małym gazie przykrytym płytką) ma tendencję do przywierania. No i Przywarte przez całą noc pyrkało sobie na płytce. Dzięki temu cebulowy aromat unosi się w całym domu. Wlazł chyba nawet w dywany! Wietrzę od rana...
Kliknięcie w gar ilustruje muzycznie dzisiejszy poranek.

Myślę, czy przypadkiem nie jestem po prostu przemęczona. Przedwczoraj umyłam głowę żelem pod prysznic zamiast szamponem. Wieczorem nie mogę zasnąć, budzę się za każdym razem, kiedy Słońce wykonuje przerzut na drugi bok (z kanapowego mechanizmu wyleciała jakaś śrubka i trzeszczy niemiłosiernie przy jakimkolwiek ruchu).
Popatrzyłam rano w lustro: blada, niewyspana kobita w dresie, z jednym pryszczem centralnie na policzku, drugim centralnie na czole. Sabotażysta - zamachowiec. Wyglądam na swój wiek - to niedobrze. No tak, Mąż - dobrze wychowany - nie powie, że źle wyglądam. Ale jeśli nie mówi, że wyglądam dobrze, czy nawet ŁADNIE, a ja w lustrze widzę to, co widzę ...to jest bardzo niedobrze. Aromat cebuli dopełnia całości.
Nie zgadzam się na taki stan. Dzisiaj idę spać wcześniej. A jak już skończę swoją dłubaninę - robię sobie SPA domowe. Koniec z jesienną deprechą.

Dla zainteresowanych szybką, smaczną potrawą jednogarnkową podaję przepis (na dwie osoby):

6 średnich ziemniaków

1 duża cebula
1 ząbek czosnku
1 laska kiełbaski
sól, pieprz, majeranek (lub lepiej - czubryca czerwona) do przyprawienia

Ziemniaki i kiełbaskę kroimy w plasterki, cebulę w kółka, lub półkola, lub piórka, czosnek w plasterki, lub siekamy - dowolnie.
W garnku spód zabezpieczamy odrobiną oleju (u mnie i tak przywiera) i układamy warstwami:
- ziemniaczki, które solimy delikatnie
- kiełbaskę
- cebulę + czosneczek
- znowu ziemniaczki
- itd.
Na wierzchu kładziemy warstwę ziemniaków, które posypujemy ziołami. Sugeruję żeby ziołami posypać też środkową warstwę - ale to dla tych, co lubią mocne aromaty. Przykrywamy pokrywką, stawiamy na małym ogniu i płytce. Gotowe, kiedy pomacany ziemniak będzie miękki. Wszystko zależy więc od tego, jak cienkie są plasterki.

Potrawa ta to bardzo uproszczony góralski kociołek - nie ma w sobie nic finezji, ale jest dobrym rozwiązaniem, kiedy zamkną mięsny a my zostaniemy ino z kiełbasą w lodówce. W końcu ile razy można jeść jajko sadzone?

wtorek, 27 października 2009

Skrobanie za ścianą

Trochęśmy się przestraszyli z Mężem. Za ścianą - głosy! A było tak pięknie - brak sąsiadów, mieszkanie puste - nikt nie hałasował, a na balkon - oddalony od naszego o metr - nikt się nie tarabanił. A tu dziś, w trakcie mojego dłubania, hałasy jakieś. Ponieważ pracowałam nie zawracałam sobie tym głowy, ale po południu... usłyszałam ten dźwięk. Skrobanie ścian. Szczególnie tej czterometrowej oddzielającej mieszkania. Via gg nadałam mesydż do Męża. Nastąpiła gorączkowa wymiana zdań. A co jak będą imprezy/ kina domowe 5+1/ wściekłe koty/ pinczery ujadacze/ papugi/ kanarki? Fani Dody/ Moniki Brodki? Wizje nas przeraziły.

Za scianą właśnie trwa narada. Echo wali po lokum - pustym, bo przecie zdarli nawet to, co na tych ścianach było. Dudnią, jak w studni. Pani bardziej sopranem. Pan jedzie na jednym dźwięku: mru mru mru.
A my już planujemy ze spaniem się przenosić do drugiego pokoju. Moje Słońce się zawinęło w kołdrę, ale podejrzewam, że długo nie wytrzyma. Państwo za ścianą się rozkręcają i dyskusja ożywa. Znaczy: nieartykułowane dudnienie robi się donośne. O - coś nawet zrozumiałam. Jakby: "chodź, spadamy"! Oooo! Zaraz pogrzechoczą kluczami w zamkach, co w tym bloku jest dźwiękiem tak donośnym, jakby dentysta w moim własnym uzębieniu manipulował. Taaa...
Cisza. Poszli. Ale wrócą.

Ech - myśmy też się dwa lata temu wprowadzali. Ciekawe, co myśleli o nas sąsiedzi?

poniedziałek, 26 października 2009

Kanapki do pracy

Mój dzień zaczyna się alarmem w komórce mojego Już-Za-Chwilę-Męża (będę zwać go częściej Mężem, bo za dużo myślników do wstawiania). Mąż wyprawia się do pracy wcześnie rano. A ja wcześnie rano robię mu kanapki.

Niektórzy pomyślą, że to straszne. Jakieś takie wpychanie w rolę garnkotłuka. "O biedna - uzależniona kobieta - robi kanapki i przynosi kapcie". Nie. Wstaję wcześnie i robię kanapki, bo dzięki temu od rana mogę się wziąć do pracy. W weekend natomiast, kanapek nie robię i zawsze dostaję herbatę do łóżka. Wszystkim paniom, które robią kanapki - i czują się w jakiś sposób uciśnione - proponuję rozpocząć negocjacje weekendowe dotyczące wymiany usług. Kanapki powszednie - sobotnie śniadanie/herbata/kawa do łóżka.

Na jesienne pogody i niebezpieczeństwo odciśnięcia spacji na czole - antidotum w postaci kawałka dobrej muzy. Motyw przewodni na dziś:

Master Exploder

A ja biorę się za pracę.

sobota, 24 października 2009

Radio

Podczas codziennych domowych czynności słucham radia. Pozwala mi to na odbieranie wieści ze świata bez włażenia do Internetu. Nie oglądam telewizji, bo jej nie mam. Nie z powodów ideologicznych. Po prostu garnki, odkurzacz i inne takie były bardziej potrzebne, niż Pudło Hipnozy. Małe, turystyczne radio pożyczyliśmy od rodziców i nie oddajemy już od dwóch lat. Stoi w kuchni i cieszy moje ucho "all day long". Dzisiejszy poranny program był dla mnie na tyle inspirujący, że zmalowałam ilustrację do słów prowadzących:
I po co mi jakaś tam telewizja :P ?

poniedziałek, 12 października 2009

Życie domowe

Życie domowe, godziny spędzane we własnym królestwie, wszystkie te czynności wykonywane dzień w dzień - to może być ciekawe. Trzeba tylko bacznie się przyjrzeć i wskazać palcem. Porywam się więc na to i ogłaszam blog otwartym. K.D.