...czasem przekichane.
Mąż właśnie zakończył codzienna porcję ćwiczeń, a ja się spociłam. Nie rozumiem za bardzo tego powiązania, ale nie będę wnikać. Jest to jedna z nieodgadnionych tajemnic międzyludzkich więzi, tak jak rozumienie się bez słów i objawy ciąży u współmałżonka. Niestety, a może stety część przeżywanych w życiu "atrakcji" zarezerwowana jest tylko i wyłącznie dla jednej strony.
Ostatnio - dzięki temu, że jestem kobietą - mogę zaznać wyjątkowo silnych wahań emocjonalnych w tę i nazad. Globus i irytacja ustąpiły miejsca rozczulaniu się nad wszystkim. Wzruszam się filmami, "Wiosną" Vivaldiego, mężem jedzącym pomidorową. Ryczę jak bóbr i mam wapory "bo mi się przypomniało, jak pięć, piętnaście, dwadzieścia lat temu...". Starych zdjęć wolę nie wyciągać - histeria murowana.
Między wzruszeniami leżę i kwiczę bo - jak na kobietę przystało - cierpię z wiadomych przyczyn (tego chyba nie trudno się domyślić biorąc pod uwagę powyższe huśtawki). Nie dość więc, że cierpię fizycznie to i emocjonalnie mnie skręca. Pocieszam się, że doznam oczyszczenia duchowo i z toksyn. Cera wypięknieje, czy coś w tym stylu. W końcu nowa krew - nowa tkanka - nowe życie, brak pryszczy. Tylko po kiego to tak boli??? No i tu - niestety - trzeba przyznać, że więź owego współodczuwania na poziomie bólowym nie działa. Może i dobrze - jedna zamęczona persona wystarczy. Wystarczyć też musi obiad odgrzewany, wczorajszy oraz pranie wykonane w niewielkim zakresie. Przytulanie wskazane.
Facet to ma przekichane...
:)
Mąż właśnie zakończył codzienna porcję ćwiczeń, a ja się spociłam. Nie rozumiem za bardzo tego powiązania, ale nie będę wnikać. Jest to jedna z nieodgadnionych tajemnic międzyludzkich więzi, tak jak rozumienie się bez słów i objawy ciąży u współmałżonka. Niestety, a może stety część przeżywanych w życiu "atrakcji" zarezerwowana jest tylko i wyłącznie dla jednej strony.
Ostatnio - dzięki temu, że jestem kobietą - mogę zaznać wyjątkowo silnych wahań emocjonalnych w tę i nazad. Globus i irytacja ustąpiły miejsca rozczulaniu się nad wszystkim. Wzruszam się filmami, "Wiosną" Vivaldiego, mężem jedzącym pomidorową. Ryczę jak bóbr i mam wapory "bo mi się przypomniało, jak pięć, piętnaście, dwadzieścia lat temu...". Starych zdjęć wolę nie wyciągać - histeria murowana.
Między wzruszeniami leżę i kwiczę bo - jak na kobietę przystało - cierpię z wiadomych przyczyn (tego chyba nie trudno się domyślić biorąc pod uwagę powyższe huśtawki). Nie dość więc, że cierpię fizycznie to i emocjonalnie mnie skręca. Pocieszam się, że doznam oczyszczenia duchowo i z toksyn. Cera wypięknieje, czy coś w tym stylu. W końcu nowa krew - nowa tkanka - nowe życie, brak pryszczy. Tylko po kiego to tak boli??? No i tu - niestety - trzeba przyznać, że więź owego współodczuwania na poziomie bólowym nie działa. Może i dobrze - jedna zamęczona persona wystarczy. Wystarczyć też musi obiad odgrzewany, wczorajszy oraz pranie wykonane w niewielkim zakresie. Przytulanie wskazane.
Facet to ma przekichane...
:)
Zgadzam się z posumowaniem :-)
OdpowiedzUsuń"Facet ma przekichane" :-))
Krogulcu - zaniepokoiłabym się, gdybyś uważał inaczej :)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńI przytulam!
OdpowiedzUsuńNapisalas to wszystko to, w taki sposob, ze juz sklonna bylam pomyslec, ze Ci sie jakis nowy ladny, twor zagniezdzil w jamie brzusznej :))) Chyba by mi wowczas kopara opadla... ze szczescia i zaskoczenia, zeby nie bylo :)))
OdpowiedzUsuńNo ja tez przytulam, choc facetem nie jestem i na dodatek internetowo to chyba srednio wychodzi, no ale lepiej tak niz w ogole :))) Caluski :****
Majeczko - nic nowego się nie zagnieździło jak widać, bo przecież się byś pierwsza chyba dowiedziała. Dziękuję za przytulanie.
OdpowiedzUsuńMi - też dziękuję.
Tak mnie przytulacie, że dzisiaj o wiele lepiej się czuję.
I będzie obiad - taki nieodgrzewany, całkiem nowy :)
Solidaryzuję się w cierpieniach i ściskam serdecznie (byle nie za mocno)- napisz do mnie maila (zuzjaustyna@gmail.com)-mam da ciebie wiadomość
OdpowiedzUsuńoczywiście mail brzmi: zuzajustyna@gmail.com
OdpowiedzUsuńokres raz do roku! <- tak bym chciała :)
OdpowiedzUsuńDidżejko - to by było dobre rozwiązanie - i oszczędnie i nienerwowo. Gorzej, jakby się nam dzidziusia zachciało - jedna okazja na rok to trochę mało.
OdpowiedzUsuńPodobno gdzieś w Afryce (za górami za lasami...) kobiety z pewnego plemieniu żują jakieś zioła pozwalające kontrolować im menstruację. I tak raz na trzy miesiące sobie na przykład ją mają. U nas można jedynie łykać syntetyczne pigułki. A tam - skoczą w busz, zerwą liścia i po kłopocie.
Ale im dobrze...
OdpowiedzUsuńno, teoretycznie my możemy bawić się w jakies zastrzyki hormonalne, które zapewniają okres raz na trzy miesiące, ale to straszna ingerencja i nasze ciało mogłoby sie na nas mścić za złe traktowanie...
OdpowiedzUsuńciekawe,co to za roślina :)
Jak ja mu współczuję, i jeszcze ten obiad odgrzewany / raz w miesiącu /. Zgroza po prostu. ;)
OdpowiedzUsuńDidżejko, żadnych zastrzyków :) a roślina - pewnie jakaś u nas nielegalna.
OdpowiedzUsuńBeatto - powiem Ci, że trochę to on ma przekichane, bo jak ja mu się tak rozbujam emocjonalnie to biedak się połapać nie może czy mam fazę "rozpacz", "wzruszenie", czy "radość".
Co do reszty zajęć domowych - nie mogę narzekać, bo Mąż wszystko zrobi wzorowo. Czasem to mam ochotę sobie specjalnie pochorować :P