Dzieje się w mojej głowie głównie. Czasem wyłazi na zewnątrz i materializuje się w tej, czy innej formie. A formy przeróżne. Zaglądam do kuchni: bułeczki z marmoladą zniknęły, pojawiła się ryba po grecku. W pokoju - rama do obrazu i obraz w niej, skrzyneczki malowane na biurku. Zaglądam na konto - wpływy o jedno zero za małe. Dzwonię chcąc zapytać - jak to, czemu... nikt nie odbiera. A w radio komisja śledcza cały dzień sobie pyta i przesłuchiwany nie może nie odbierać.
I ja tak chodzę po tych pokojach z telefonem w kieszeni, co jakiś czas cisnąc guzik do tych tam, co udają, że ich nie ma. Wychodzę na balkon, ptakom sypię słonecznik do karmnika. One - wdzięczne - przylatują chmarami, których ów karmnik obsłużyć nie może. Sypię na parapet. Potem maluję, patrzę jak schnie, słucham wiadomości i dzwonię gdzieś, gdzie na pewno odbiorą. Czytam, jak malować jeszcze lepiej, jem kanapki. U kolegi - kontrola skarbowa, więc współczuję. Z kaloryfera cieknie. Choinkę trzeba rozebrać. Wietrzę mieszkanie po tej rybie i piszę na bloga. Kochanie moje chce już spać i mnie goni. A tu jeszcze tyle myśli w głowie...
wyrzucaj te myśli, wyrzucaj na bloga, ja z chęcią przeczytam, bo czyta sie przyjemnie :)
OdpowiedzUsuńCzyli tylko te ptaki są w porządku...
OdpowiedzUsuń:) witam :) i zgadzam się z Didżejką :) pisać, pisać, pisać... myśleć i pisać :)
OdpowiedzUsuńDidżejko, Mi - pisać będę, bo to taka fizycznie niewyczerpująca forma wyżycia się. Co do myślenia - nie zamierzam rzucać tego pożytecznego zajęcia :D.
OdpowiedzUsuńKrogulcu - tak, ptaki w porządku jak najbardziej.
Ale ryba też wyszła niczego sobie :)