Dzisiaj rano dokonałam odkrycia: całą noc gotowałam wodę w garnku, który się "odmaczał". Kiedy z miną co najmniej zaskoczoną informowałam o tym moje Słońce - popatrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami pytając z niedowierzaniem: paliło się? Ano paliło, znaczy gotowało... Poczułam się jak niedoszły zamachowiec. Gotowałam wczorajsze przypalone od spodu jednogarnkowe danie (to, co z niego zostało i nie chciało odejść). Modyfikacja góralskiego kociołka. Bardzo proste i smaczne, aczkolwiek robione na gazie (nawet na bardzo małym gazie przykrytym płytką) ma tendencję do przywierania. No i Przywarte przez całą noc pyrkało sobie na płytce. Dzięki temu cebulowy aromat unosi się w całym domu. Wlazł chyba nawet w dywany! Wietrzę od rana...
Myślę, czy przypadkiem nie jestem po prostu przemęczona. Przedwczoraj umyłam głowę żelem pod prysznic zamiast szamponem. Wieczorem nie mogę zasnąć, budzę się za każdym razem, kiedy Słońce wykonuje przerzut na drugi bok (z kanapowego mechanizmu wyleciała jakaś śrubka i trzeszczy niemiłosiernie przy jakimkolwiek ruchu).
Popatrzyłam rano w lustro: blada, niewyspana kobita w dresie, z jednym pryszczem centralnie na policzku, drugim centralnie na czole. Sabotażysta - zamachowiec. Wyglądam na swój wiek - to niedobrze. No tak, Mąż - dobrze wychowany - nie powie, że źle wyglądam. Ale jeśli nie mówi, że wyglądam dobrze, czy nawet ŁADNIE, a ja w lustrze widzę to, co widzę ...to jest bardzo niedobrze. Aromat cebuli dopełnia całości.
Nie zgadzam się na taki stan. Dzisiaj idę spać wcześniej. A jak już skończę swoją dłubaninę - robię sobie SPA domowe. Koniec z jesienną deprechą.
Dla zainteresowanych szybką, smaczną potrawą jednogarnkową podaję przepis (na dwie osoby):
6 średnich ziemniaków
1 duża cebula
1 ząbek czosnku
1 laska kiełbaski
sól, pieprz, majeranek (lub lepiej - czubryca czerwona) do przyprawienia
Ziemniaki i kiełbaskę kroimy w plasterki, cebulę w kółka, lub półkola, lub piórka, czosnek w plasterki, lub siekamy - dowolnie.
W garnku spód zabezpieczamy odrobiną oleju (u mnie i tak przywiera) i układamy warstwami:
- ziemniaczki, które solimy delikatnie
- kiełbaskę
- cebulę + czosneczek
- znowu ziemniaczki
- itd.
Na wierzchu kładziemy warstwę ziemniaków, które posypujemy ziołami. Sugeruję żeby ziołami posypać też środkową warstwę - ale to dla tych, co lubią mocne aromaty. Przykrywamy pokrywką, stawiamy na małym ogniu i płytce. Gotowe, kiedy pomacany ziemniak będzie miękki. Wszystko zależy więc od tego, jak cienkie są plasterki.
Potrawa ta to bardzo uproszczony góralski kociołek - nie ma w sobie nic finezji, ale jest dobrym rozwiązaniem, kiedy zamkną mięsny a my zostaniemy ino z kiełbasą w lodówce. W końcu ile razy można jeść jajko sadzone?
Myślę, czy przypadkiem nie jestem po prostu przemęczona. Przedwczoraj umyłam głowę żelem pod prysznic zamiast szamponem. Wieczorem nie mogę zasnąć, budzę się za każdym razem, kiedy Słońce wykonuje przerzut na drugi bok (z kanapowego mechanizmu wyleciała jakaś śrubka i trzeszczy niemiłosiernie przy jakimkolwiek ruchu).
Popatrzyłam rano w lustro: blada, niewyspana kobita w dresie, z jednym pryszczem centralnie na policzku, drugim centralnie na czole. Sabotażysta - zamachowiec. Wyglądam na swój wiek - to niedobrze. No tak, Mąż - dobrze wychowany - nie powie, że źle wyglądam. Ale jeśli nie mówi, że wyglądam dobrze, czy nawet ŁADNIE, a ja w lustrze widzę to, co widzę ...to jest bardzo niedobrze. Aromat cebuli dopełnia całości.
Nie zgadzam się na taki stan. Dzisiaj idę spać wcześniej. A jak już skończę swoją dłubaninę - robię sobie SPA domowe. Koniec z jesienną deprechą.
Dla zainteresowanych szybką, smaczną potrawą jednogarnkową podaję przepis (na dwie osoby):
6 średnich ziemniaków
1 duża cebula
1 ząbek czosnku
1 laska kiełbaski
sól, pieprz, majeranek (lub lepiej - czubryca czerwona) do przyprawienia
Ziemniaki i kiełbaskę kroimy w plasterki, cebulę w kółka, lub półkola, lub piórka, czosnek w plasterki, lub siekamy - dowolnie.
W garnku spód zabezpieczamy odrobiną oleju (u mnie i tak przywiera) i układamy warstwami:
- ziemniaczki, które solimy delikatnie
- kiełbaskę
- cebulę + czosneczek
- znowu ziemniaczki
- itd.
Na wierzchu kładziemy warstwę ziemniaków, które posypujemy ziołami. Sugeruję żeby ziołami posypać też środkową warstwę - ale to dla tych, co lubią mocne aromaty. Przykrywamy pokrywką, stawiamy na małym ogniu i płytce. Gotowe, kiedy pomacany ziemniak będzie miękki. Wszystko zależy więc od tego, jak cienkie są plasterki.
Potrawa ta to bardzo uproszczony góralski kociołek - nie ma w sobie nic finezji, ale jest dobrym rozwiązaniem, kiedy zamkną mięsny a my zostaniemy ino z kiełbasą w lodówce. W końcu ile razy można jeść jajko sadzone?