poniedziałek, 14 października 2013

Zaczynam pływać. Mimo bycia kurą.

Na naukę pływania nigdy nie jest za późno. I nawet kura może się nauczyć. Ja co prawda pływać umiem, ale żabą. Ale kura - żabą, no jak to brzmi? Postanowiłam zatem nauczyć się pływać kraulem. Koleżanka, która już piąty raz zmienia kurs zaproponowała mi, żebyśmy poszły na naukę pływania metodą Total Immersion, bo "może w końcu się czegoś nauczy". Ponieważ zetknęłam się już wcześniej w teorii z tym wynalazkiem czytając książkę Tima Ferrisa "4-hour body", przyklasnęłam pomysłowi i zapisałam się bez zastanowienia. Wydając, przy okazji, wszystkie moje oszczędności (ała!).

Postanowiłam, że zacznę tu opisywać moje zmagania, bo może są takie dziewczyny, które chcą, ale się boją, albo przekładają, albo twierdzą, że im się nie uda. A to wcale nie musi tak być. 

Kura w basenie daje radę!
Zawsze uwielbiałam wodę (i tak jest do tej pory) i chciałam w niej siedzieć w nieskończoność. Nawet kosztem zamienienia się w rodzynek i odmoczenia linii papilarnych. Do tej fazy nigdy jednak nie doszłam, ponieważ dość szybko zaczynałam szczękać zębami z zimna i kierować się w stronę suchych, ciepłych rejonów...

wtorek, 8 października 2013

Goździki jesienią. Na balkonie.

Wiosną wysiałam w donicy na balkonie goździki chińskie. Nie miałam większych nadziei na to, że coś wyrośnie, bo nasionka były przeterminowane. Dorzuciłam do doniczki maciejkę, żeby wyrosło cokolwiek i podlewałam. Maciejka pachniała całe lato, udało się również wyrosnąć goździkom. 

Cieszące oko goździki na kuchennym parapecie
Kilka rozkwitło i cieszyłam się piękną, głęboką czerwienią kwiatków. Nadeszły chłodne dni, zimne noce, a tu nagle część moich roślin zaczęła szalone kwitnienie.

sobota, 5 października 2013

Tiramisu i likier kawowy. W sam raz na chłodek za oknem.

Popołudnie, popołudniem, a tu się noc zrobiła. Ale jak obiecałam tak przepis się pojawić musi. Od razu uprzedzam, że źródłem przepisu są Internety, a link do źródeł, z których robiłam tiramisu w porcji o połowę mniejszej podaję na końcu posta.

Tiramisu do tej pory kojarzyło mi się z mało smacznym deserem, który kiedyś jadłam w jakiejś kawiarni. Żadna rewelacja - słodkie, mdłe i gorzkie na raz. Potem unikałam go, tak jak unikam tortów wszelkiej maści, bo nie przepadam za kremami i innymi takimi wynalazkami. Odważyłam się jednak zrobić tiramisu sama, bo wierzyć mi się nie chciało, że to takie nijakie w smaku. A i jakaś dziwna ochota na słodkie mnie naszła. Wykopałam przepis, który zmotywował mnie do wykopania kolejnego przepisu i w ten sposób powstały: tiramisu oraz likier kawowy. Tiramisu zniknęło migiem, likier jeszcze się broni. Ale już niedługo, bo jutro urodziny Męża Kury. Co za tym idzie zostało zrobione Tiramisu Urodzinowe Tortowe, czyli po prostu w tortownicy. I tenże przepis wraz z obrazkami zamieszczam poniżej.

Zacznijmy zatem!!!
Tiramisu, składniki:
  • 500g serka mascarpone
  • 7 żółtek (jeśli jaja duże są)
  • 7 łyżek cukru
  • 1,5 paczki podłużnych biszkoptów (mowa o Lady Fingers firmy San i nie, nie jest to reklama żadna - po prostu z tych biszkoptów robiłam)
  • ok. 250ml mocnej kawy (4 łyżeczki kopiaste zaparzane w dzbanuszku)
  • 5 łyżek likieru kawowego (moje były czubate bo likier w lodówce gęstnieje)
  • kakao gorzkie do oprószania
Narzędzia tworzenia:
  • mikser
  • miska do ucierania żółtek (ja miałam wielki kubek - mocno ponad 0,5l)
  • miska na serek/masę
  • miska z płaskim dnem do maczania biszkoptów
  • sitko do oprószania warstw kakao
  • tortownica
  • łyżki do gmerania nimi po miskach


piątek, 4 października 2013

Jesień, jesień... i co z tego?

No tak - troszku się zimno zrobiło i wrzody dają znać. Ale mimo wszelkich przeciwieństw losu kura musi dawać radę. No i jakoś daje. Opieprzona przez przyjaciółkę, że od czasu soczewicy nic ciekawego nie napisałam, dzisiaj po południu postanowiłam wrzucić wpis jak robię tiramisu. Drugi raz w życiu. Pierwszy raz był w zeszłym tygodniu. Wolałam wówczas nie fotografować, żeby nie dokumentować ewentualnej katastrofy a okazało się, że wyszła pychota nieziemska. Podzielę się zatem przepisem wykopanym z internetów w wydaniu kurzym. Dorzucę do tego przepis na likier kawowy własnej roboty, który został wykorzystany do deseru. Nie użyłam amaretto ani innego kupnego alkoholu bo - wybaczcie - dla dwóch łyżek nie będę drenować portfela, a efekt i tak wyszedł piorunujący.

Zadanie domowe - przygotujcie się na robienie tiramisu nucąc poniższą piosneczkę o jesieni:


Do popołudnia zatem! Kura domestica.